Kiedy partnerzy zrozumieją, w jaki taniec wpisują swoją relację, przestają „dryfować” i zyskują poczucie kontroli. Mają wpływ na swoje zachowanie, mogą więc wspólnie zmieniać taneczne kroki. Już nie wysyłają bezwiednie sygnałów, które wywołują negatywne reakcje partnerów.
Zakochani mogą jednak uniknąć katastrofy, jeśli dopasują wzajemnie swoje kroki i dostroją się emocjonalnie.
W miłości tańczymy przytuleni blisko albo odsunięci na odległość ramienia – ale zawsze razem. Wielu osobom łatwiej jest dostrzec to, jak na nie i na związek wpływa partner, niż zauważyć, w jaki sposób one same oddziałują na bliską osobę i relację. A zwykle obie strony są odpowiedzialne za problemy i za to, że ich miłosny taniec staje się coraz bardziej destrukcyjny. Na przykład kiedy mąż zamyka się w sobie, żona czuje złość. Nie dostrzega jednak, że to jej gniew przeraża partnera i sprawia, że ten odsuwa się od niej.
W parach, które przychodzą na terapię, dostrzegamy trzy destrukcyjne wzorce, trzy rodzaje szkodliwego tańca.
W tym pod tytułem „znaleźć tego złego” partnerzy wzajemnie się obwiniają, atakują i oskarżają. W związek wkrada się poczucie braku kontroli, partnerzy koncentrują się na samoobronie, trudno im dostrzec jasne strony kochanej osoby czy wpływ swojego zachowania na jej reakcje.
Natomiast w związkach, które „kruszą się” od lat, pojawia się taniec „zastygnij i uciekaj” – obie osoby wycofują się w obawie przed zranieniem. W takiej relacji panuje przeraźliwa, martwa cisza.
Jednak najczęściej nieszczęśliwe pary tańczą „polkę protestacyjną”, w której jedna strona przejawia krytyczną i agresywną postawę, a druga przyjmuje nastawienie obronne i dystansuje się. Im bardziej jedna osoba się wycofuje, tym ostrzejsze stają się ataki tej drugiej.
Sue Johnson